Usłyszałam głos babci. Za szybko się ucieszyłam i równie szybko ta
radość zmalała do rozmiarów ziarenka maku. Numer był zablokowany, a ja
byłam prawie pewna, że dzwonią… Nie ważne. Muszę się nauczyć, że z
marzeniami trzeba trzymać się na bakier. Babcia dzwoniła z Polski.
Chciała wiedzieć co u mnie, jak się dogaduję z siostrą i czy nie chcę do
nich wrócić. Nigdy. Tak sobie postanowiłam. Nie wrócę tam, gdzie moje
życie wywróciło się do góry nogami. Po śmierci rodziców miałam dwa
wyjścia; zostać u dziadków lub przyjechać tu. Wybór był prosty.
-Idę do pracy. –ogłosiłam, gdy zeszłam na dół do kuchni. Zuza stała przy stole i robiła sałatkę warzywną.
-Idziesz gdzie? –spytała wybita z myśli.
-Słyszałaś mnie.
-A co z graniem na perkusji?
-Nie nadaję się do tego.
-Bo nie zadzwonili? Będą inne castingi. Nie pierwszy, nie ostatni.
-Nie mam na to ani ochoty, ani czasu Zuza. Muszę się czymś zając, żebym mogła przestać myśleć o rzeczywistości.
-Jeżeli tak bardzo chcesz pracować, to zaraz za rogiem szukają kasjerki w supermarkecie. –powiedziała z ironią w głosie.
-Świetnie! –rzuciłam na odchodne. –Tak a propos… -dodałam po czym Zuza podniosła na mnie wzrok. –Całusy od babci. –powiedziałam po czym wyszłam.
O prace nie było trudno. Szukali kogoś młodego, w moim wieku. Wystarczyło tylko, że umiem podstawową matmę i szybko załapałam jak obejść się z kasą fiskalną i robota była moja. To o wiele prostsze niż branie udziału w jakichś castingach. No i po co to komu?
Zaczęłam od razu. Praca zaczęła mi się podobać. Wielu ludzi do mnie zagadywało, mam nadzieję, że nie dlatego, że chcieli mnie okraść… W każdym razie mijały pierwsze godziny, które nie były odczuwalne.
Do lady podszedł kolejny klient.
-Dzień dobry. W czym mogę po… -zaczęłam podnosząc wzrok i wtedy prawie ścięło mnie z nóg. –Ty…
-Mnie także niewymownie miło, że cię widzę. –powiedział Harry z szerokim uśmiechem.
-Ktoś ci coś zrobił? Bo na pewno nie uśmiechasz się tak bez powodu.
-Właściwie to chciałem Ci to dać. –powiedział wyjmując kartkę papieru.
-K…K…-zaczęłam nie mogąc wypowiedzieć ani słowa. –Kontrakt?! –krzyknęłam tak głośno, że ludzie w sklepie popatrzyli w naszą stronę.
-Ciszej, bo jeszcze mnie rozpoznają. –powiedział Harry.
-Tak. Nie chcemy tego przecież. –odpowiedziałam z ironią. –Jak to kontrakt? –wróciłam do tematu. –Przecież nie zadzwoniliście do mnie.
-Nie, bo osobiście chciałem ci to przekazać.
-A jak mnie tu znalazłeś? –zmarszczyłam brwi.
-Podałaś adres domu, więc poszedłem tam, a twoja siostra powiedziała resztę.
-No tak…
-No nie! –krzyknął nagle Harry.
-Słucham?
-Znalazły mnie! –wrzasnął chwytając mnie za rękę i ciągnąc na tyły sklepu. Dopiero gdy się odwróciłam zobaczyłam tłum fanek pod drzwiami.
-Załatwię to! –rzucił w naszą stronę właściciel.
Harry zaciągnął mnie do schowka na miotły.
-Tu będzie dobrze. –powiedział wpychając mnie do środka.
Schowek był za ciasny na więcej niż jedną osobę. Zdecydowanie za ciasny. Ja opierałam się o drzwi, a Harry stał naprzeciw mnie. Tak blisko, że słyszałam jak oddycha. Patrzył mi głęboko w oczy. Dopiero teraz zauważyłam, że ma zielone oczy. Tak piękne, że przy ich spojrzeniu traciłam równowagę pod nogami. Cały świat chwiał się z boku na bok.
Tak blisko… Wystarczyłoby, że nachyli się bliżej i jego usta złączą się z moimi.
Tkwiąc w takich myślach, speszona odwróciłam głowę w bok.
Poczułam, że klamka od drzwi rusza się pod moimi plecami.
-Chyba mamy problem… -powiedział niewyraźny głos z drugiej strony. Zgaduję, że to był właściciel.
-Fanki nadal tu są? –spytał Harry, jakoś dziwnie zadowolony.
-Nie. Udało mi się je odpędzić.
-Tyle dobrze. –skomentował Harry pod nosem, tak żebym tylko ja mogła to słyszeć. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Ale teraz nie mogę otworzyć drzwi. –dodał właściciel szarpiąc za klamkę.
Spojrzałam na Harrego, który wydał się być rozbawiony całą sytuacją. I nie wiedziałam co gorsze… Siedzieć w schowku i nie móc wyjść czy… Siedzieć w schowku z Nim?
-Idę do pracy. –ogłosiłam, gdy zeszłam na dół do kuchni. Zuza stała przy stole i robiła sałatkę warzywną.
-Idziesz gdzie? –spytała wybita z myśli.
-Słyszałaś mnie.
-A co z graniem na perkusji?
-Nie nadaję się do tego.
-Bo nie zadzwonili? Będą inne castingi. Nie pierwszy, nie ostatni.
-Nie mam na to ani ochoty, ani czasu Zuza. Muszę się czymś zając, żebym mogła przestać myśleć o rzeczywistości.
-Jeżeli tak bardzo chcesz pracować, to zaraz za rogiem szukają kasjerki w supermarkecie. –powiedziała z ironią w głosie.
-Świetnie! –rzuciłam na odchodne. –Tak a propos… -dodałam po czym Zuza podniosła na mnie wzrok. –Całusy od babci. –powiedziałam po czym wyszłam.
O prace nie było trudno. Szukali kogoś młodego, w moim wieku. Wystarczyło tylko, że umiem podstawową matmę i szybko załapałam jak obejść się z kasą fiskalną i robota była moja. To o wiele prostsze niż branie udziału w jakichś castingach. No i po co to komu?
Zaczęłam od razu. Praca zaczęła mi się podobać. Wielu ludzi do mnie zagadywało, mam nadzieję, że nie dlatego, że chcieli mnie okraść… W każdym razie mijały pierwsze godziny, które nie były odczuwalne.
Do lady podszedł kolejny klient.
-Dzień dobry. W czym mogę po… -zaczęłam podnosząc wzrok i wtedy prawie ścięło mnie z nóg. –Ty…
-Mnie także niewymownie miło, że cię widzę. –powiedział Harry z szerokim uśmiechem.
-Ktoś ci coś zrobił? Bo na pewno nie uśmiechasz się tak bez powodu.
-Właściwie to chciałem Ci to dać. –powiedział wyjmując kartkę papieru.
-K…K…-zaczęłam nie mogąc wypowiedzieć ani słowa. –Kontrakt?! –krzyknęłam tak głośno, że ludzie w sklepie popatrzyli w naszą stronę.
-Ciszej, bo jeszcze mnie rozpoznają. –powiedział Harry.
-Tak. Nie chcemy tego przecież. –odpowiedziałam z ironią. –Jak to kontrakt? –wróciłam do tematu. –Przecież nie zadzwoniliście do mnie.
-Nie, bo osobiście chciałem ci to przekazać.
-A jak mnie tu znalazłeś? –zmarszczyłam brwi.
-Podałaś adres domu, więc poszedłem tam, a twoja siostra powiedziała resztę.
-No tak…
-No nie! –krzyknął nagle Harry.
-Słucham?
-Znalazły mnie! –wrzasnął chwytając mnie za rękę i ciągnąc na tyły sklepu. Dopiero gdy się odwróciłam zobaczyłam tłum fanek pod drzwiami.
-Załatwię to! –rzucił w naszą stronę właściciel.
Harry zaciągnął mnie do schowka na miotły.
-Tu będzie dobrze. –powiedział wpychając mnie do środka.
Schowek był za ciasny na więcej niż jedną osobę. Zdecydowanie za ciasny. Ja opierałam się o drzwi, a Harry stał naprzeciw mnie. Tak blisko, że słyszałam jak oddycha. Patrzył mi głęboko w oczy. Dopiero teraz zauważyłam, że ma zielone oczy. Tak piękne, że przy ich spojrzeniu traciłam równowagę pod nogami. Cały świat chwiał się z boku na bok.
Tak blisko… Wystarczyłoby, że nachyli się bliżej i jego usta złączą się z moimi.
Tkwiąc w takich myślach, speszona odwróciłam głowę w bok.
Poczułam, że klamka od drzwi rusza się pod moimi plecami.
-Chyba mamy problem… -powiedział niewyraźny głos z drugiej strony. Zgaduję, że to był właściciel.
-Fanki nadal tu są? –spytał Harry, jakoś dziwnie zadowolony.
-Nie. Udało mi się je odpędzić.
-Tyle dobrze. –skomentował Harry pod nosem, tak żebym tylko ja mogła to słyszeć. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Ale teraz nie mogę otworzyć drzwi. –dodał właściciel szarpiąc za klamkę.
Spojrzałam na Harrego, który wydał się być rozbawiony całą sytuacją. I nie wiedziałam co gorsze… Siedzieć w schowku i nie móc wyjść czy… Siedzieć w schowku z Nim?
****************************************************************
Przepraszam,że tyle musieliście czekac.Miałam problemy z ręką,w zasadzie nadal mam... Rozdział pisałam wspólnie z moją przyjaciółką Wiktorią( za co serdecznie dziękuję! :* ).Chcecie poczytac jej bloga? Serdecznie polecam. KLIK